Działki w pobliżu wałów przeciwpowodziowych od kilku miesięcy są dewastowane. Detektyw Matylda Dominiczak podejrzewa, że ktoś tam czegoś szuka. Dostaje zlecenie do zajęcia się tą sprawą... w wolnym czasie. Bo w normalnym musi pomóc Mareczkowi (asystent za karę) w odnalezieniu pewnego mężczyzny.
Seniorzy działkowcy pod wodzą pana Bronka nie próżnują (warty, drut kolczasty, straszaki). Pilnują i kopią.
Matylda w swoich poszukiwaniach najpierw odkrywa sekrety mieszkańców ulicy Fiołkowej, potem dostaje pogróżkę i prywatnego ochroniarza Ksawerego a następnie trafia na Wujka, który zleca jej zadanie.
Poszukiwania trwają. Na wszystkich frontach. Jedne z powodzeniem, inne niestety nie.
Bohaterka jak zwykle dużo mówi, dużo myśli i sieje wokół siebie zamęt czym wkurza męża Romana (bezużyteczny, ale nieszkodliwy), Tomczaka (na chwilkę przed emeryturą) i Mareckiego z policji, szefową Salomeę Gwint i Mareczka. Ma mnóstwo pomysłów, wymagających realizacji. I jeszcze więcej teorii. Ale też całkiem spore sukcesy.
Zakończenie sugeruje, że to nie koniec. Ciąg dalszy nastąpi. Na to liczę, bo dobrze się bawiłam czytając.