Co tu się, to ja nawet nie...
Miejsce akcji: biblioteka. Osoby komediodramatu: bibliotekarka, dziwny koleś.
DK (wchodząc do biblioteki): Proszę pani, mam problem! Mam dwie takie same książki, żona mi kupiła drugi raz taką samą książkę i chciałbym się zapytać czy mogę ją wymienić na książkę XYZ?
B: ... Nie. Ewentualnie może pan wypożyczyć książkę XYZ, albo zostawić swoją książkę, ale nie może jej pan wymienić.
DK (z niewinną miną): Tak myślałem, ale widzi pani, żona mi kupiła jeszcze raz ten sam tom, a minęły już dwa tygodnie i nie mogę jej oddać i pomyślałem, że może do pani przyjdę i ją wymienię na XYZ.
B: No nie, niestety nie ma takiej możliwości. Na pana miejscu popytałabym na forach internetowych czy ktoś nie ma ochoty na wymianę...
DK (wciąż z miną niewiniątka): Ale to nie wiem, nie ma pani może trzech ezemplarzy XYZ i nie wymieni mi pani?
B: Nie...
DK: A inne biblioteki?
B: Też nie.
DK: I na pewno nie chce się pani wymienić?
B: ... No nie, to co mi pan teraz proponuje to danie drugiego egzemplarza książki, którą już mam w zamian za to, żebym zdekompletowała sobie serię.
(Chwila ciszy. DK myśli, myśli i wymyślił!)
DK (radośnie, z cwaniackim błyskiem w oku): A jakbym wypożyczył książkę i ją zgubił to jak to wygląda?
B: ... Trzeba odkupić nową, taką samą...
DK (wyraźnie złamany): Cholera... No nic. A ma pani w ogóle tom XYZ?
B (z pewnym wahaniem): Mam.
DK: To ja bym go wypożyczył. Ale oddam! A jaki jest termin zwrotu?
B: Jeśli ją pan wypożyczy dzisiaj, to będzie na 5 października.
DK: A to nie...
I poszedł.