Co może łączyć steranego dozorcę kempingu, zamożnych właścicieli hotelu, zrozpaczoną matkę, której porwano dziecko i Belga podróżującego kamperem? Jest to miejsce pobytu – stałego lub tymczasowego… Akcja powieści toczy się w cichych, malowniczych Kowarach – karkonoskim mieście, położonym niedaleko czeskiej granicy.
Cała historia rozpoczyna się od pechowej nocy, kiedy to pijany Jasiek na ciemnej, wąskiej, nierównej drodze potrąca kobietę. Nie dzwoni na pogotowie ani policję… nie w sytuacji, kiedy wypił siedem piw. Kopie więc dół na skraju polany, próbuje ukryć ciało. Jednak nie może zapomnieć. Stara się odkryć kim była kobieta, co robiła sama w środku lasu… i dlaczego na ciele miała rany zadane nożem. Z całych sił chce dowiedzieć się o niej czegokolwiek, bo trudno mu pogodzić się z tym, że są ludzie, którzy nikogo nie obchodzą, których nikt nie szuka, którzy są tak samotni, że… zbędni, niepotrzebni, niewidzialni…
Mozolne śledztwo uruchamia kolejne zapalniki, okazuje się, że ktoś, kto pozornie zupełnie się nie liczy, może jednak sporo namieszać. Tymczasem pozostali bohaterowie przeżywają swoje życie, swoje dramaty, odkrywają kolejne karty i jak się okazuje – powoli łączą chaotyczne wątki w spójną całość. Tak to jest, jak się żyje w społeczności – mamy wspólne sprawy, dzielimy dylematy, zależymy od siebie, komplikujemy sobie nawzajem życie… lub rozwiązujemy problemy.
Autorowi zazdroszczę ogromu empatii. Tego, że do...