Nie ukrywam, że lubię komedie kryminalne autorstwa polskich pisarek, a do takich należy seria z Tereską Trawną autorstwa Marty Kisiel. Ostatni tom przygód Tereski nosi tytuł “Zawsze coś”.
Wiadomo, że w parze z Tereską Trawną idą zawsze kłopoty i oczywiście ulubione przez nią słodycze - kasztanki. Tak było i tym razem. Oto Teresa wraz z najmłodszą latoroślą, synem Maciejką, wybrała się w rodzinne strony, do Czarnego Boru, by uroczyście świętować urodziny seniorki rodu, babci Sławy. Na miejscu okazuje się, że Trawni przybyli na zgoła inną uroczystość, a rozłożysty bukiet z napisem “Żyj nam sto lat w zdrowiu” w ogóle nie przystoi na smutną okoliczność, jaka właśnie się wydarzyła, bowiem babci Sławie właśnie się zmarło.
Po pogrzebie Terska planowała natychmiast wracać do domu, bo zbliżały się właśnie święta Bożego Narodzenia, ale drobny wypadek z jej udziałem, pokrzyżował wcześniejsze plany i kobieta musiała zostać w rodzinnych progach dłużej niż się spodziewała. A z rodziną, jak powszechnie wiadomo, najlepiej wychodzi się na zdjęciach, czego Trawna doświadczyła na własnej skórze. Wplątała się bowiem w rozwikłanie rodzinnej tajemnicy sięgającej odległych, wojennych czasów. Tajemnicy bardzo zaskakującej i niespodziewanej, która zburzyła pozorny, rodzinny spokój. No tak, zawsze coś się wydarzy…
Jak przystało na komedię Marty Kisiel mamy charakterystycznych, świetnie wykreowanych bohaterów z tempera...