Nie będę powtarzać wszystkich komplementów pod adresem Marty Kisiel i jej talentu pisarskiego. Myślę, że za każdym razem, gdy będę chciała oderwać się od szarej rzeczywistości i problemów codzienności, będę sięgać po książki tej Autorki. Swoją drogą gorzej, gdy przeczytam już wszystko, co wyszło spod jej pióra…
Ale do meritum – niespecjalnie przepadam za książkami, w których niemalże w każdym zdaniu musi być coś śmiesznego (dlatego tak unikam Chmielewskiej i Pilipiuka). I tutaj niestety zauważyłam tę niebezpieczną tendencję. Ale to wszystko jest nieważne w obliczu tego, że jednym z bohaterów jest Licho. Dzięki obecności tego małego anioła w różowych bamboszach całość czyta się z dużą przyjemnością! I śmiem twierdzić, że to Licho trzyma poziom całości.