Tym razem nie mam się do czego przyczepić, autorka odpuściła męczenie zwierząt, natomiast przeciągnęła czytelnika przez miejsce zbrodni, cmentarz i zaświaty.
Witkacy nadal pracuje w policji, choć okazuje się, że może być z tym problem, ale przede wszystkim zaczyna coraz bardziej czuć się ojcem. Córka, którą poznał jako nastolatkę, zawładnęła całym jego sercem i jest zdolny do wszystkiego, by o nią zadbać.
Okazuje się, że Kurczaczek niesiony ambicją (moce ma duże, gorzej z umiejętnościami), mimo zawieszenia w szkole - ćwiczy swoje możliwości w miejscu, w którym może wywołać apokalipsę w Toruniu. Witkacemu udaje się ją uratować, ale sam pozostaje w Zaświatach, bo jednak musi przejść inicjację.
Zaświaty Witkacego są nawiązaniem do wierzeń indiańskich, pełne niezwykłych przydomków, sposobów działania, mitologii - muszę przyznać, że fascynujące.
Ogromnie podobała mi się historia Sępa, czyli ducha opiekuńczego Witkacego - w pierwszym tomie wydawał się głupawym nieudacznikiem, teraz zdecydowanie inaczej na niego patrzę.
Jedyne, co mnie nieco zdziwiło, to pewien rytuał - w ramach inicjacji Sęp i Witkacy zostają zamknięci w namiocie, muszą sobie mówić prawdę i jakoś się dogadać, bez tego nici z obrzędu. Bardzo to przypomina akcję, w czasie której Nikita z Brynjarem zostali zamknięci w mikroskopijnym pomieszczeniu i też zależało od tego całe ich dalsze życie.
Czy faktycznie obrzędy indiańskie i nordyckie są podobne? Czy może autorka nieco poszła na łatwiznę...