Kiedyś preferowałam grube, konkretne książki. Dużo wątków, postaci, koniecznie dogłębnie opisanych, rozbudowane tło. Im grubsze tomiszcze, tym lepiej. Niedawno zmieniłam zdanie za sprawą „ Myszy i ludzi ” oraz powieści Jakuba Małeckiego. Małe też potrafi być piękne i obszerne. Nie trzeba wielu słów i wodolejstwa, by oddać klimat, zaludnić powieść wieloma wyrazistymi bohaterami, zaciekawić, poruszyć serce. „ Rdza ” jest tego świetnym przykładem.
Babcia i wnuczek, czyli Tośka i Szymek, żyją razem, ale obok, los ich na siebie skazał. Szymek - najpierw mały, niebawem sierota, potem dorasta, dojrzewa, kończy szkolę, idzie do pracy, niby nic takiego. Tośka, starsza od Szymka o dwa pokolenia - też najpierw mała, niebawem półsierota, potem dorosła, praca, normalne życie, też niby nic szczególnego. Tyle, że jej przytrafiła się wojna, cóż, takie czasy. Obydwoje stracili kogoś bliskiego, przeżyli żałobę, zakochali się, po drodze dziecko i w sumie normalne życie wśród sąsiadów i znajomych, osób dla nich ważnych i mniej ważnych. I z tych dwóch życiorysów oraz pojedynczych epizodów ludzi, wśród których przyszło żyć Tośce i Szymkowi, autor niespiesznie utkał historię całej zbiorowości Chojen - małej prowincjonalnej miejscowości, gdzie czas płynie leniwie, życie od lat toczy się utartymi ścieżkami, bez gwałtownych zwrotów akcji i fajerwerków, co najwyżej ze spadającymi gwiazdami oglądanymi nocą na polu. Same przyziemne sprawy - ktoś umarł, ktoś się urodził, ktoś został kaleką, ...