Gdy dowiedziałam się, że ta część skupia się na Neście i Kasjanie, WIEDZIAŁAM, że będzie cudowna i nie pomyliłam się. I z uwagi na wyjątkowość tego tomu, recenzja będzie obszerna i szczegółowa.
Feyra; w tej części było jej tak mało, że uświadomiłam sobie jak irytująca była w poprzednich książkach. Za każdym razem, gdy pojawiała się w rozdziale to wywracałam oczami. Co ciekawe, przy poprzednich częściach jakoś normalnie czytało mi się jej perspektywę, a teraz wyjątkowo mnie irytowała. Chyba na tle Nesty wypada bardzo blado. A jak jeszcze dowiedziałam się o jej układzie z Rhysem na temat wspólnego umierania, to przybiłam piątkę z Amreną gdy powiedziała "Romantyczne, idealistyczne durnie".
Elaina; w tej części pokazała, że ma jakiś charakter. Potrafiła zawalczyć o siebie, odpyskować i zachowywać się normalnie. Była to dziwna odmiana, ale myślę, że się do niej przyzwyczaję.
Azriel; wciąż nie wiem, co łączy go z Elainą. Z jednej strony super, że nie myśli już o Mor, ale Elaina nie bardzo mi do niego pasuje. Liczyłam ogólnie na to, że połączy go coś z Gwyn (zwłaszcza, że widziałam cudne fanarty z nimi), ale może w kolejnej części coś między nimi się rozwinie.
Pod względem fabularnym nie mogę powiedzieć ani jednego złego słowa. Pomysł z ożywieniem Domu Wiatrów, uczynienie z Nesty Panią Śmierci, narodziny skrzydlatego dzieciątka Feyry i Rhysa (z uwzględnieniem oczywiście tego, że Nesta wybłagała samą Matkę o ocalenie ich całej trójki) uczyniły...