Aaaaaa. Nareszcie skończyłam, męczyłam ją 6 dni (jak na książki pani Maas to bardzo długo). No to tak, jako wierna fanka tego cyklu muszę powiedzieć, że w tej części mamy fajną zmianę klimatu, ale jednak najbardziej cieszyły mnie wzmianki o Aelin, prawie się wzruszyłam jak Chaol opowiadał o niej i o Rowanie.
Mamy tutaj przeskok do innego kraju, który wydaje się być idealny, aż dziw, że ktoś chciałby się stamtąd wynieść. Mamy mnóstwo nowych bohaterów i mamy rozwinięty wątek Naeseryn, co mnie najbardziej cieszy w tej książce, bardzo ją polubiłam i jej historia bardzo mnie ciekawiła i chętnie czytałam. Z kolei Chaol... zostało to napisane tak, żebym go ubóstwiała, a w moim przypadku jedynie bardziej uświadomił mnie jak ja go nie lubię. Nie mówię, że autorka fatalnie wykreowała postać, po prostu nie wpasowuje się swoim charakterem i zachowaniem w moje gusta. Natomiast Yrene to bardzo pozytywna postać, nie wstąpi w grono mych ulubionych, ale ani mi nie przeszkadzała, ani jakoś przesadnie nie zaciekawiła.
Historia tej dwójki (Chaol, Yrene) była jednak główną gałęzią w tej książce i może przez to tak źle mi się czytało.
A o samej fabule, była jaka jest, ale punkt kulminacyjny, dla mnie było to odkrycie już wszystkich tajemnic Valgów, był cudowny. Bardzo podobał mi się taki obrót akcji, zwłaszcza, że jakieś tam podejrzenia ciągnęły się przez cały cykl. Za to bardzo nie podobało mi się to co podziało się na końcu... tzn nieśmiertelny człowiek Chaol w gotowości, t...