Lucyna ucieka sprzed ołtarza i zaszywa się w Bieszczadach, by uchronić się przed oceną najbliższych i ogarnąć, co dalej ma zrobić ze swoich życiem. Pomaga ciotce w prowadzeniu pensjonatu oraz pracuje jako instruktorka jeździectwa. Wszyscy są tutaj zaprzyjaźnieni, więc nic dziwnego, że dość często spotyka się z miejscowym weterynarzem, Janem. Na początku nie przypadają sobie do gustu, ale z czasem to się zmienia…
Cóż mogę powiedzieć… Jeśli szukacie czegoś niewymagającego, trochę takiego odmóżdżacza, to możecie śmiało sięgać po ten tytuł. Dla mnie historia Janka i Lucyny wypadła dość średnio, a to głównie z powodu zbyt szybko rozwijających się uczuć. Jak dla mnie pojawiają się one zdecydowanie zbyt szybko – zwłaszcza, że na początku ta dwójka nie pała do siebie sympatią. I faktycznie na początku widać, że Jan to taki gburowaty mruk, o którym mowa w opisie, ale z czasem to się gdzieś gubi.
Nie powiem, Autorka próbowała tutaj przemycić coś więcej, jak chociażby przemoc psychiczna, manipulacje, itd., ale wypadło to trochę mało wiarygodnie i w moim odczuciu zbyt słabo. Na plus przemawia to, że Lucyna przejrzała na oczy, dostrzegła te wszystkie zagrywki i nie była taka naiwna.
Pierwszą połowę czytało mi się zdecydowanie lepiej niż drugą. Nie ukrywam też, że tę drugą część trochę po prostu kartkowałam. Po tej lekturze utwierdziłam się jednak w przekonaniu, że książki z serii Faceci do wynajęcia są po prostu słabe.
...