Dziewczyna podkurczyła nogi w kolanach na wysokości jego piersi i oparłszy się mocno plecami o tapczan z całej siły odepchnęła napastnika. Puścił ją i o mało nie upadł. Arlene zerwała się na równe nogi, chwytając krzesło. - Ty... ty kanalio! - krzyknęła. Lamont roześmiał się - Lubię takie złośnice - stwierdził. - Daj spokój mała. W ten sposób niczego nie osiągniesz. Arlene zrozumiała, że musiał to już robić wiele razy i wiedział, jak osiągnąć swój cel. - Jeśli jeszcze raz pan mnie dotknie, pójdzie pan do więzienia - ostrzegła.