Hartley Basset leżał twarzą do ziemi. Jego głowę częściowo przykrywały zwinięte razem koc i kołdra. Miał rozpostarte ramiona. Prawa dłoń była mocno zaciśnięta. Z głowy wysączała się kałuża krwi, która z jednej strony wsiąka w koc i kołdrę, z drugiej zaś dywan. Na biurku przed nim stała przenośna maszyna do pisania z wkręconą kartką papieru, zapisaną mniej więcej do połowy.