Jak dziwnie wejść z sagą, której akcja rozpoczynała się w XVI w. w XX. Uświadomiłam sobie ten upływ czasu kiedy nasi bohaterowie mieli wsiąść do samolotu, a tyle do tej pory się wydarzyło.
A tym tomie dzieje się naprawdę sporo i widać, że akcja idzie mocno do przodu. Rozpoczyna się misja pokonania Tengela Złego.
Już na początku poznajemy tajemnicę pewnej postaci, która muszę przyznać, zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Saga bowiem wielu momentach była bardzo przewidywalna. Dla równowagi nawet w tym tomie trochę poirytowało mnie naiwne zachowanie Ellen. Rozumiem, do czego miało to zmierzać, ale cała sprawa była aż nazbyt uproszczona. Przez to moment, który miał być w tej książce smutny i wzruszający nie wstrząsnął mną aż tak bardzo.
Pojawiają się też nowe niezwiązane z rodem Ludzi Lodu postacie. Na ten moment wydawały mi się trochę mało potrzebne, ale mają swój potencjał i mam nadzieję, że zostanie on wykorzystany.
Samo zakończenie zachęca mocno do sięgnięcia po kolejny tom.