Jakiś czas temu pisałam, w jaki to mało logiczny sposób zapoznałam się z serią o komisarzu Uszkierze autorstwa Agnieszki Pruskiej. Przypomnę, że lekturę rozpoczęłam od piątego tomu… Teraz więc przyszedł czas na tom poprzedni, czyli czwarty. Jak zobaczyłam tylko, że jest możliwość otrzymania książki w ramach akcji BookTour nie wahałam się i się zgłosiłam. Mina mi lekko zrzedła, kiedy już “Spadkobierca” do mnie dotarł. Nie spodziewałam się bowiem, że będzie to aż tak gruba kniga. Liczy sobie bowiem nieco ponad sześćset stron i moja pierwsza myśl brzmiała: “Co za historię można umieścić na aż tylu kartkach?”. Ale rozpoczęłam lekturę bez zawahania, bowiem w pamięci miałam, że akurat ta autorka nigdy jeszcze mnie nie zawiodła. Nigdy nie mów nigdy? Nie w tym przypadku! Jest rok 1945, tuż po wojnie. Gdańsk to z pewnością nie jest raj do zamieszkania. W pewnym domu koczuje rodzina Schultzów. Nie wiedzą, co ich spotka już tej nocy… Choć może to było wybawienie? Przenosimy się o dwadzieścia lat później. Pewien robotnik, Józef Stasiuk, właśnie zmierza do pracy. idzie dziarskim krokiem, nie rozgląda się zbytnio na boki, wie dokładnie, dokąd w tej chwili zmierza. Odczuwa złość, bowiem ten cholerny poniedziałek znów musiał nadejść, a poza tym strasznie boli go głowa (wiadomo po czym). Nagle jego wzrok napotyka coś kolorowego, barwnego. Oczom nie wierzy. Tuż obok ścieżki, którą właśnie przed chwilą tak raźno maszerował leżą zwłoki dwóch osób. Ledwo powstrzymał się, by nie zwrócić tego,...