Jeden wieczór. 560 stron. "Rodzanice" Katarzyny Puzyńskiej, książka na którą czekałam z nieskrywaną niecierpliwością. Twórczość tej autorki ma zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Ja należę do tej pierwszej grupy, chociaż początkowe spotkanie z pierwszym tomem sagi o Lipowie, nie mogę zaliczyć do udanych.
Co autorka zaserwowała czytelnikom tym razem? Dziesiąty tom różni się zdecydowanie od pozostałych części, choć ciągle widać podobny styl pisania, którym posługuje się autorka. Na "przystawkę" mamy dalsze losy dobrze nam znanych bohaterów: Daniela Podgórskiego, Pawła Kamińskiego, Marka Zarębę, Weronikę Podgórską, Emilię Strzałkowską, które autorka powiększyła o możliwość poznania ich najbliższych, sprawiając że "apetyt rośnie w miarę jedzenia". Jako "danie główne" zaserwowano nam intrygę dotyczącą losów mieszkańców, niewielkiej miejscowości Rodzanice, w której nic nie jest takie jak się wydaje i która swoim wpływem, wychodzi poza granice trzech domów, mieszając w życiu, odniosłam wrażenie, że wszystkich bohaterów. Nie można obyć się oczywiście bez "deseru" którym okazują się być mistyczne wierzenia, z wilkołakiem w roli głównej. Powiało grozą. Przecież już na okładce autorka ostrzega słowami "strzeż się krwawego księżyca!" I już kończąc mój wywód : może Pani Katarzyna nie jest polską Camillą Lackberg, ale jej książki są nie do podrobienia i uczta, którą serwuje już po raz dziesiąty jest coraz lepsza, a ja zdecydowanie czekam na więcej.