Wiecie jak się za moich młodych czasów mówiło, kiedy ktoś pojechał po bandzie? No to GRUBO.
No to grubo, panie Nesbø.
Długą miałam przerwę od Harry'ego Hole i właściwie zupełnie się nie spodziewałam tego, czym mnie poczęstowała nowa książka z serii. Nie żebym się jakoś specjalnie emocjonalnie związała z Harrym, bo typ gliny-alkoholika działa na mnie odpychająco, ale mimo wszystko uważam, że autor potratował go bardzo ostro. Oczywiście miał do tego pewne prawo, ale przyszła do mnie pewna myśl – czy to już nie jest powoli koniec serii o Harrym? Nawet nie chcę myśleć o tym, co mogłoby przebić sprawę omawianą w tej odsłonie, a zazwyczaj w każdym kolejnym tomie czekamy na coś więcej. Może jednak nie zawsze trzeba w każdej kolejnej części wbijać NÓŻ głębiej w ranę. Przekręcać też nie trzeba, naprawdę.
"Nóż" przede wszystkim jest przesycony – i to wszystkim: przemocą, złem, ogromem tragedii, a nawet historiami i postaciami pobocznymi. Rozwiązanie sprawy jest zagmatwane, Nesbø skutecznie wodził mnie za nos po kolejnych zakrętach tej intrygi, więc pod tym względem nie mam zastrzeżeń. Nie rozumiem do końca postawy Harry'ego w tym wszystkim co się wydarzyło, a w szczególności jego relacji z kobietami, ale zapewne wynika to z faktu, że jestem kobietą, więc co ja tam mogę wiedzieć o męskiej psychice. No cóż, poczekamy i zobaczymy, czy Harry jeszcze powróci i w jakiej formie.