Stolica Tajlandii - miasto, którego pełna nazwa w języku tajskim składa się z 64 sylab. Najgorętsza stolica, najchętniej na całym świecie odwiedzana przez turystów, tak mówią statystyki.
Bangkok. Gdy o nim czytam w reportażach, jawi mi się jako światowa stolica seksu, jako miejsce ze zorganizowaną przestępczości, narkotykami, barami go-go, dziecięcymi prostytutkami, korupcją, domami opium. Gdy go wspominam, przychodzi mi na myśl Świątynią Leżącego Buddy, Khao San, wielokolorowy tłum, uliczne jedzenie, tuk-tuki, różowe taksówki, statki na rzece Menam, baseny na dachach i wysokie domy. Podobno to było tak, że najpierw powstały wieżowce, wybudowano je bez ładu i składu, na hurra, beż żadnego planu zagospodarowania i infrastruktury, a dopiero potem pomyślano o tym, że do tych budynków trzeba dojechać. Więc rozpoczął się budowlany boom, zaczęły powstawać nowe drogi ekspresowe i ulice. Budowane tam, gdzie dało się je jeszcze wcisnąć. Stąd w centrum miasta arterie wielopoziomowe, często na dużych wysokościach, a z okna na np. kilkunastym piętrze często rozciąga się widok na pędzące na tym poziomie auta. Po Bangkoku porusza się 6 milionów samochodów. Tam to dopiero są korki! A dróg trzeba coraz więcej i więcej.
Skąd to wiem? Z „Karaluchów”. Książki, którą wzięłam do ręki jako kryminał, a pochłonęłam jak specyficzne miejskie vademecum, dzięki któremu zanurzyłam się w Bangkoku, poczułam klimat, byłam świadkiem zjawisk i doznań, jakich bym nie doświadczyła jako turystk...