Sonny Lofthus przebywa na wakacjach od społeczeństwa w dobrze strzeżonym więzieniu. Narkoman, syn skorumpowanego policjanta, ogólnie raczej niezbyt rokująca jednostka. W więzieniu można usłyszeć wiele rzeczy, więc kiedy do jego uszu docierają nowe informacje na temat samobójczej śmierci jego ojca, Sonny bardzo chce je zweryfikować. Tylko jak może to zrobić, siedząc w celi?
Historia ładnie poukładana, wychuchana, ale tak strasznie nieprawdopodobna... Może dlatego tak ciężki było mi się w nią wgryźć, jak chociaż trochę wierzę w fabułę, to jakoś zawsze łatwiej mi idzie. Plus jeszcze ten wątek Marthy, dla mnie bujda na resorach rodem z romansidła z kiosku, zbędny. Czytanie "Syna" jest trochę jak oglądanie filmów o policjantach i gangsterach mając dziesięć lat – jak zastrzelą tych złych to jest się zachwyconym, nikt się głębiej nie zastanawia dlaczego tak łatwo im poszło. Krucjata Lofthusa też jest widowiskowa, ale im dłużej się nad tym zastanawiam, tym mniej w nią wierzę, a przynajmniej w jej zakończenie.