Chyba już wiadomo, że Tess Gerritsen opanowała mój plan czytelniczy. Wciąż szukam książki równie wyśmienitej jak "Żniwo". Idę po kolei - tytuł po tytule, co mi wpadnie w ręce. Zdublowane powieści pod różnymi tytułami niewymiernie mnie denerwują, ale to zupełnie nawiasem.
Chyba mam jednak pecha do pani Gerritsen, bo raz za razem trafiam na romanse, których ponoć dużo nie napisała. I znów trafił mi się romansik... Tym razem z CIA, Wietnamem i rodzinną tragedią w tle.
Byłaby całkiem niezła sensacja, gdyby nie te przesłodzone romansowe wstawki.
Zapewne gdybym przeczytała tą książkę, jako pierwszą z cyklu romansowego, bardzo by mi się spodobała. Ale tym razem... chyba po prostu mam lekki przesyt sensacyjnych romansów.
Ufam, że następna książka będzie bardziej flakowo-sensacyjna. Romanse są OK, ale raz na czas :) w tym miesiącu miałam ich już za dużo (tak, wiem że nie zabrzmiało to dobrze :))