Może i mało świąteczna lektura, ale... w końcu porządna Tess Geritsen. Nie chcę przez to powiedzieć, że wcześniej czytane książki tej autorki są niedobre. Dobre. Nawet bardzo dobre - z małymi wyjątkami - ale... zaczęłam od arcy-przerażającego thillera "Żniwo", który uważam za majstersztyk. I tak czytałam książkę po książce, czając się na podobne wydarzenie. I w końcu...
Tak - młodość dla wybranych jest przerażająca. Nie dlatego, że jest to świetnie poprowadzony thiller medyczny - z ogromną ilością mało zrozumiałego, specyficznego słownictwa (ale to nie minus, bo i nie znając medycznych określeń, bez problemu wiemy o co chodzi, a ilości dopaminy i adrenaliny poszerzają nam tylko spojrzenie na sprawy medyczne... Ale nie o tym miałam pisać...
Wszechobecny kult młodości widać na każdym kroku, wszyscy są piękni, młodzi, wysportowani. Mam 40 lat i nie powinnam się jeszcze czuć staro. Ale w dzisiejszym społeczeństwie - czuję się. Mam wałeczek, a nie piękny płaski brzuch. Nie wyjdę na Mount Blanc ani Everest, chociaż są tam organizowane wycieczki komercyjne. Po 30 km na rowerze jestem wypompowana, a koledzy krzyczą "dawaj, dawaj, co tak wolno..." w telewizji roi się od metamorfoz, programów o operacjach plastycznych i programów naukowych o botoksie i innych świętych graalach współczesnego świata. Dzisiejsze społeczeństwo chce być młode i fit - bez względu na koszty i ograniczenia PESELa...
Tematykę wiecznej młodości podnosi w swej twórczości własnie Te...