Sprawny dramat rozpaczy. W wir dyskusji pada oskarżenie Chopina o brak serca, kryjącego się za muzyką pasaży i akordów. Zahaczamy o młode dziewczęta nie marzące o mężach czy dzieciach aż po strachliwych mężczyzn, którzy boją się miłości do kobiet, jakby odrzucenie było największą karą dla ich gatunku. ,,Lato w Nohant'' nie jest pełnoprawną komedią - chyba że szukamy humoru w kobietach, które chodzą w męskich strojach, palą cygara oraz czują się wyzwolone, a mimo to potrzebują uczuć macierzyńskich albo czują słabość do umięśnionych, prostolinijnych facetów.
W upalnych nastrojach szykują się do rodzinnego zjazdu, którego nie chcą oglądać dzieci, ponieważ matka jako wielka powieściopisarka o skłonnościach do wielu kochanków - chciałaby, żeby wszystko szło po jej myśli, jak gdyby życie było powieścią, do której można dopisywać osobne rozdziały. Osobiście widzę więcej dramatu. Ścisk pomiędzy romantyczną wizją miłości między mężczyzną a kobietą, a swobodą obyczajów niż kpiny z Chopina, który sam jest osobą dramatu i spisuje się jako ktoś ,,obcy'', jako cudzoziemiec, który oderwany jest od powieści - sunie z prędkością nut wyklepywanych na fortepianie. Przyjemne w odbiorze, nieco kwaśne i pozbawione złudzeń, że artyści są jednak z innej planety. I nie rozumieją pewnych spraw, z którymi zmaga się przeciętny śmiertelnik.