Moje pierwsze spotkanie z twórczością Wojciecha Chmielarza i od razu sukces. „Królowa głodu” wciąga (bo akcja wartka, bohaterowie wyraziści, sporo fabularnych zaskoczeń), ale nie jest to książka, którą będę pamiętać po wieki. Przedstawiony świat (poukładany i logiczny, lecz za mało – rym – klimatyczny) jakoś nie porwał mnie swą mocą. Miejscami miałem wrażenie, że autor powrzucał do worka zbyt wiele i tak pokręcił motywacje postaci, że trudno mi było nadążyć za wyjaśnianiem, dlaczego ktoś kogoś zdradził, a ów tamtą okłamał. Ale to wszystko to drobne jeno mankamenty, wynikając z mojego czepialstwa (żeby nie było za różowo).
„Królową Głodu” czytało się – nomen omen – smacznie. Był męski świat, alko, miecze, broń palna, były flaki, potwory i wojna. Były nieoczekiwane zwroty i sporo fabularnych zaskoczeń. Zdradzano, okłamywano się i cięto potwory (a te, skubane, rosły w siłę i stawały się żarłoczne). Bohaterowie przy okazji ratowali własne dusze, bo to dobrzy bohaterowie byli.
Fajne, na jeden szybki kęs.
I tyle.