“Skrzep” Roberta Małeckiego to piąty serii kryminalnej z komisarzem Grossem, który mimo to napisany jest tak, że można go czytać jak powieść osobną. Jest to historia tragiczna, gdyż do zbrodni dochodzi wśród najbliższych, w rodzinie. Giną żona, córka i mąż, a wszystko wskazuje na to, że sprawcą jest ten ostatni. Komisarz Gross to jednak uważny śledczy i sprawy nie zamknie, póki nie będzie pewny tego, co się wydarzyło, póki nie sprawdzi wszystkiego, co może - w tej sprawie trzeba zacząć od tła, od potencjalnych motywów. I tak sprawa, która wydaje się prosta, zaczyna się rozrastać, a problemy, z jakimi borykała się ta rodzina zaskakują, są nieoczywiste, a przez to poszerzają wiedzę i wrażliwość czytelnika. Przede wszystkim jednak przypominają, jak krzywdzące jest ocenianie na pierwszy rzut oka, jak ważne są motywacje, powody, okoliczności. Jak nic nie jest po prostu czarno-białe, choć tak bardzo by się chciało móc przypisać zdarzenia do po prostu złych czy dobrych. Historia prowadzona jest spokojnie, mamy wgląd nie tylko w śledztwo, ale także życie prywatne postaci i choć ono rozgrywa się raczej w tle, to jest istotne, by w pełni poznać Grossa i towarzyszącą mu Skalską. Sama intryga ma w sobie pewne nowatorskie wątki, bardzo podoba mi się to, że autor szuka tego, czego jeszcze na naszym kryminalnym podwórku literackim nie było. To solidna, dobrze zbudowana historia kryminalna, w której każdy element jest przemyślany i potraktowany z uwagą i powagą autora, a czytelnika poru...