Trupa nie ma, za to są seks i modele do sklejania.
Czuć, że Małecki jest nieodrodnym synem pisarstwa Katarzyny Bondy, bo Wada jest:
a) przegadana - powieść liczy niemal 600 stron - prawie 17 godzin słuchania, to samo dałoby się opowiedzieć na 400 stronach, ale nie, bo przecież książka musi być:
b)"przeobyczajona". Nie, to że Bernard (nietypowe imię łatwiej zapamiętać czytelnikowi, na każdym kursie kreatywnego pisania wam to powiedzą) Gross (jednosylabowe nazwisko też) skleja modele nie sprawia, że jest bardziej autentyczny, raczej bardziej nudny i tylko książka się wydłuża o pasjonujące sceny sklejania modeli, no i oczywiście muszą być problemy z nastoletnim synem i żona w śpiączce, bo bez tego nie będzie tematu na kolejne tomy - rozumiem, trzeba z czegoś żyć - ale już:
c) upchnięte wszędzie na siłę nieporadne sceny seksu (słowo sutki pada 8 razy przez pierwsze 4 godziny słuchania, za to konkatedra zaledwie 5 przez całą książkę) nudzi bardziej niż modelarstwo, ale przejdźmy do tego co najważniejsze, czyli do:
d) warstwy kryminalnej. Jest miejsce zbrodni, nie ma trupa - fajne, intrygujące, tylko, że to pułapka! akcja jest przegięta pod względem zbiegu okoliczności łączącej dwa główne wątki kryminalne i rozwleczona tak, że momentami byłem bliski odpuszczenie sobie lektury i chociaż w drugiej części nieco się rozkręca i rekompensuj...