Ta książka Vi wciągnęła mnie od samego początku!
Poznajemy Val, która od 1,5 roku jest rozwódką i od tej pory z nikim się nie spotyka. Przyjaciółka - Eve namawia ją, żeby to zmienić, żeby, no cóż, znów zacząć żyć i z tego życia korzystać. Dla żartu zakłada jej konto na portalu randkowym i przypadkiem je udostępnia. W końcu Val sama dojrzewa do tego, żeby konto było aktywne. Pozwala sobie na poznanie kogoś. I poznaje, Forda. Tylko, że Ford ma 25 lat. Ona 37.
Przez całe małżeństwo Valentina odkładała własne marzenia na bok. Nadeszła pora, żeby to zmienić.
Od początku jest lekko i zabawnie, taki przyjemny styl Vi.
A Forda od początku uwielbiam! <3
Val z każdym dniem, każdą wymianą wiadomości odkrywała kolejne rzeczy, które ich łączyły. Wciąż coś ją jednak hamowało. No bo wiek.
Autorka przedstawia nam historię o tym, że musimy swoje potrzeby postawić czasem w końcu na pierwszym miejscu.
To historia o poznawaniu siebie.
Też o tym, że czasem musimy po prostu sobie pozwolić.
Bo możemy sobie chcieć albo i nie chcieć, kiedy nasze ciało, dusza, serce wiedzą lepiej.
Val i Ford. Tak. Bardzo. Ich. Do. Siebie. Przyciągało!
Czuje się to, czytelnik naprawdę to czuje! A ich pierwsza randka, to było takie totalnie awghfh! <3 (w sensie, że urocze i nieważne, że takie rzeczy tylko w książkach)
Irytujące było to, że Val często traktowała Forda jak dziecko. Tzn. nie tyle jego, co jego wiek. Określała wiek 25 lat, jako chłopca, a to przecież nie ...