Pierwszy tom „Szklany tron” łyknęłam jednym tchem, cieszyłam się, że miałam urlop i miałam więcej czasu, który mogłam poświęcić na czytanie, dlatego od razu wzięłam się za drugi tom przygód sławnej zabójczyni króla Adarlenu. Wiedziałam jedno, że powinnam spędzić z lekturą miło czas, bo przecież o to chodzi, to jest najważniejsze. Byłam ciekawa, co tym razem spotka Celaenę, chciałam chłonąć atmosferę powieści, podróżować, poznawać coraz to nowe miejsca. Byłam gotowa na przygody, założyłam wygodne buty i byłam gotowa gnać, gdzie mnie oczy poniosą w towarzystwie zabójczyni.
Po zakończonym turnieju Celaena żyje dostatnio w Szklanym Zamku, dostaje sowite wynagrodzenie za każde wykonane przez nią zlecenie. Dziewczyna musi wypełniać zobowiązania wobec króla, a jako Królewska Obrończyni nie tylko ochraniać gości podczas balów i uczt, ale także wykonywać tajne misje, podczas których musi wykazać się sprytem i umiejętnościami. Chętnie wydaje tantiemy na stroje oraz książki, które mają dla niej ogromną wartość. Następne zadanie zlecone jej przez króla wcale nie będzie łatwe. Celem zabójczyni jest Archer Finn, dawny znajomy z Twierdzy Zabójców. Celaena musi dokonać wyboru i stanąć po jednej ze stron. Co zrobi? Czy Archer faktycznie jest niewinny, czy sporo sobie nagrabił? Czy faktycznie ten urokliwy mężczyzna mógłby maczać palce w spisku przeciw królowi Adarlanu? Czy Celaenie uda się wyjść obronną ręką z tak patowej sytuacji?
W „Koronie w mroku” Maas postanowiła pokazać nam duet Celaeny i Chaola, wokół których toczy się cała akcja. Dzięki takiemu zabiegowi udaje się nam lepiej poznać bohaterów, nie tylko takimi, jakimi stali się obecnie, ale i takimi, jakimi byli w przeszłości. Drugi raz przekonałam się o tym, że autorka jest mistrzynią w doborowej kreacji bohaterów, każda postać, którą stworzyła ma swoje określone cechy, wady i zalety, co daje niezwykle realistyczne odczucie przy ich ocenie.
„Śmierć jednakże była zarówno jej klątwą, jak i jej darem, a do tego dobrą przyjaciółką od wielu, wielu lat”.
Akcja w książce rozgrywa się nieco spokojniej i bardziej leniwiej, z większą rozwaga, stopniowo, na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce. Nie oznacza to, że jest nudno i dostajemy wypełniacze mające na celu upiększenie historii. Zostajemy wrzuceni w świat tajemnic i zagadek do rozwiązania, mamy spisek, który trzeba rozwiązać, na każdym kroku otrzymujemy coraz to nowe pytania. To pewnego rodzaju cisza przed burza, z biegiem rozwoju fabuły czyhają na nas niebezpieczeństwa, kocham magię i właśnie to otrzymałam. Maas potrafiła sprawić, że mocno zaangażowałam się w historię, chciałam móc coś zrobić, aby pomóc Celaenie. Trzymałam za nią kciuki, opowieść mnie wciągnęła, pochwyciła w swoje strony i nie chciała wypuścić.
„-Na tym etapie naszego planu trzymasz buzie na kłodkę i udajesz ciężko kapujący element dekoracji. Nie powinno ci to sprawić szczególnych trudności.”
Maas z wielką precyzją prezentuje nam świat magii, pamiętając o wszelkich detalach. Stosuje przedstawianie sytuacji z wielu perspektyw, dzięki czemu łatwiej jest się wczuć w sytuację i samych bohaterów. Bardzo lubię taki sposób pisania książek. Przemawia do mnie bardziej niż tradycyjna jednoosobowa narracja. Bardzo spodobało mi się to, że autorka nie rzuciła wszystkiego złamując się zbyt mocnym „dopieszczeniem” wątku romantycznego, nadal widoczne są zmagania polityczne, czy magiczne. Wielu autorów popełnia ten błąd, kiedy zbyt mocno chce przedstawić ogrom rodzącego się między bohaterami uczucia.
Styl Maas jest lekki, a język plastyczny, co pomaga zobrazować każde słowo, „Koronę w mrok” się nie czyta, przez jej treść się niemalże płynie, a każda kolejna strona sprawiała, że byłam zafascynowana lekturą.
Jeśli czytaliście „Szklany tron” to lektura „Korony w mroku” jest pozycją obowiązkową. Nie ma się, co zastawiać, pozostaje jedynie sięgnąć po kontynuację przygód dzielnej zabójczyni i dać się porwać nieprzewidywalnej magii, emocjom, które sprawią, że serce szybciej Wam zabije.