Może książka zasługiwałaby na wyższą ocenę, gdyby była pojedynczym tomem, a nie częścią długiej serii. Mało prawdopodobne, aby na takiej prowincji było aż tak duże zagęszczenie morderstw i to jeszcze tak skomplikowanych.
Autorka wyzbyła się kilku okropnych praktyk, niestety w ich miejsce pojawiły się kolejne. Jeśli mnie pamięć nie myli, to do tej pory mieszkańcy Lipowa i okolic nie mówili na każdym kroku „jo”. Ale Autorka pewnie gdzieś przeczytała, że regionalizmy ubogacą fabułę i od owych „jo” aż się roi w „Czarnych narcyzach”.
Kolejne tragiczne pomysły? Jakaś grupa Pendolo, lekarz szukający szatana – a wszystko to niesamowicie sztuczne i nierzeczywiste. Dlaczego rozwiązania problemów i zagadek u pani Puzyńskiej nie są okupione żadną pracą? Tutaj wystarczy „tajny” list do Podgórskiego, który jak ręką odjął rozwiązuje całą sprawę – kolejna sztuczność i teatralność.
Jedyne plusy całości (ale bardzo małe, więc nie dają żadnej nadziei)? Autorka postanowiła w końcu zakończyć niezrozumiały dziecinny bunt Daniela i ten nie zachowuje się już jak nastolatek z rozchwianą psychiką. Gdzieś w tłumie pojawia się też „zmartwychwstały” Janusz Rosół!
Żeby książkę nazwać kryminałem, nie wystarczy zabić kilku bohaterów. Powieść słaba, jak cała seria.