Zanim się człowiek wypowie na dany temat podobno warto wyjść z siebie, stanąć obok i spojrzeć na problem z innej perspektywy. Tak też robię od kiedy przeczytałem wpis @Jagrys (mój wpis nie jest polemiką z tekstem Jagrys!). Stoję i patrzę. Mentalne oczy już mnie pieką, a mentalne nogi włażą w dupę. Słaby tekst, to słaby tekst, obojętnie czy nazwiemy go recenzją, opinią, felietonem czy czymkolwiek innym.
Każdy kiedyś zaczynał? Tak, to prawda, początki bywają trudne (piszę z własnego doświadczenia), ale od czego są poradniki? I wcale nie mam na myśli książek w stylu: "jak napisać powieść" tylko, takie bardziej level #1: "jak napisać jedno dobre zdanie, a potem następne"* , "gdzie postawić przecinek?", "jak podzielić tekst na akapity", "dlaczego nadużywanie emotikon w tekście krytycznym to szczytowy przejaw infantylności i zdziecinnienia" i tak dalej, są to poradniki pisane zazwyczaj przez polonistów i naprawdę pomagają.
Nie chce ci się czytać poradników? Może szkoda ci kasy na samorozwój? Nic straconego! Czytaj cudze opinie i ucz się na żywym organizmie - analizuj go, zacznij grzebać we flakach. Notuj co ci się w danej opinii podobało i dlaczego: ten tekst czyta się lekko i przyjemnie, lektura innej jest jak przejazd gałki ocznej po drucie kolczastym? Obecnie jak masz internet to wszystko można ogarnąć samemu, nawet chemiczną bombę - tylko trzeba chcieć!
A właśnie z tym chceniem jest różnie. Czemu każdą "recenzję" zaczynać: od "dzisiaj przychodzę do was z ..."? przecież do nikogo z niczym nie przychodzisz. Po co pisać kolejne streszczenie książki, skoro na okładce już miła pani z wydawnictwa je zamieściła? Jak piszesz, że książka ci się nie podoba bo "Ian, chłopak głównej bohaterki był jakiś dziwny" to napisz nam czemu z tego Iana taki odszczepieniec, taki ladaco - rozwiń wypowiedź i przedstaw swoje stanowisko, napisz dlaczego myślisz, co myślisz i wiem, na początku ciężko wyjść poza banał, ale z pisaniem jest jak z nauką języka obcego, czyli trzeba wylać trochę (dużo) potu, żeby je posiąść.
Ale jeśli uważasz, że Picasso miał swój styl, dzięki któremu stał się sławny wbrew krytyce i jakby ludzie poddawali się oczekiwaniom innych, to taki Van Gogh prędziutko odwiesiłby pędzel na kołku i w ogóle "jeśli nie możesz mnie znieść kiedy jestem najgorszy..." to wiedz, że taki Picasso był dobrym malarzem realistycznym, zanim zaczął się bawić w te swoje krzywe ludziki. Prościej: on umiał namalować prostą babę, zanim zmalował krzywą i tak jak z pisaniem - gdyby to było takie proste, to wszystkie Noble i Pulitzery po roku by zbankrutowały. Jednym słowem podstawy są najważniejsze.
*parafraza miłościwie nam panującego króla Remusia, pierwszego tego imienia, autora bestsellerów, księcia intrygi, władcy banału.