Avatar @nemo

@nemo

28 obserwujących. 29 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 5 lat. Ostatnio tutaj 8 dni temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
28 obserwujących.
29 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 5 lat. Ostatnio tutaj 8 dni temu.
poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Kartki luzem (4)

List w butelce, list w książce (Rob.: List w butelce)

 

R4. 

W którym pojawia się coś więcej.

 

Wyszliśmy na plażę później niż zwykle, bo długo jedliśmy śniadanie. Trzeba było czymś zagryźć rozczarowanie tym, że poza listami i ilustracją nie było nic. Na szczęście, dla mnie ten stan nie był obcy. Znałem go już i wyjątkowo mnie irytował.

 

Miejsca prawie nie było. Wszystkie skrawki piasku, niemal po horyzont, w każdym kierunku pokrywał labirynt ręczników i leżaków. Aż można by się zgubić i dostać przemieszania zmysłów.

 

— Może wybierzemy się jednak na zwiedzanie? — zaproponowałem.

 

— Ja chcę się kąpać. — Stan ścisnął swój plecak w rękach. — Poza tym, już wszystko widzieliśmy: kościół, sklep spożywczy i publiczne toalety.

 

W żadnej mierze nie chciałem, by akurat to zapamiętał z naszych wycieczek. Przecież byliśmy też w amfiteatrze, opuszczonej bazie wojskowej i dwóch latarniach morskich. Te dwie latarnie musiały utkwić mu w pamięci. Z jednej o mało nie spadł.

 

— Przejdźmy się wzdłuż plaży. Jakieś miejsce na pewno się znajdzie.

 

Najwyraźniej poszliśmy w złą stronę. Akurat tę, samopowtarzalni plażowicze zasłali bardzo gęsto nie dając zbyt wiele miejsca, nawet na chodzenie. Samo przeciskanie się pomiędzy opalającymi się ludźmi nie należało do przyjemnych. Bardzo ucieszyłbym się z kawałka pustyni.

 

— Tato, ja chcę się kąpać.

 

Nie miałem pojęcia, czy to upał, czy tłum, ale omal nie eksplodowałem. Ja też bym chciał. Chodzenie po plaży niekoniecznie mnie bawi.

 

Jak błogosławieństwo pojawił się maleńki kwadracik złotego piasku pomiędzy parawanami. Między czterema, ograniczającymi dostęp powietrza ścianami. Ostatecznie, to i tak już coś. Rozłożyliśmy tam koc.

 

— Pójdziesz z nimi, kotku?

 

Po całym porannym zajściu nie powinienem nawet próbować jej odmawiać. Już wystarczająco napsułem jej nerwów. Może skupienie się na dzieciach wyjdzie mi na dobre. Nam wszystkim, bo przestaniemy myśleć o niefortunnym szlabanie.

 

Pomogłem dzieciakom zakładać rękawki do pływania. Nie były zbyt wygodne, ale dawały bezpieczeństwo. Wolałbym wrócić z dwójką dzieci, z którymi przyjechałem.

 

— Tato, tato. A mama czyta!

 

Prawdopodobnie to jedna z najdziwniejszych skarg w dziejach skarg.

 

— Mama nie ma szlabanu.

 

Nie ma szlabanu, ale też jakoś nie koniecznie lubiła czytać (jakoś nie miałem szczęścia z czytającymi kobietami). A jeśli...? Poczułem ukucie zazdrości i potrzebę, by spojrzeć na żonę.

 

Faktycznie, siedziała z nosem w książce, ale nie tej z brązową, materiałową oprawą. Ta miała krzykliwy tytuł i równie krzykliwy dobór kolorów na okładce. To był, jak mogłem przypuszczać, kryminał, który ostatnio polecił mi Scot ze sklepu. On akurat na kryminałach się zna.

 

— To nie fair!

 

Zanim się obejrzałem, syn maszerował w stronę matki. Tylko udawał złego, bo gdy już dotarł do koca, zupełnie się uspokoił. Właściwie, nie spodziewałem się, że to zrobi. A jednak. Przytulił się do kobiety.

 

Jest naprawdę zadziwiający. Zamiast robić sceny, stara się rozmawiać.

 

— Jeśli mama wyciągnie tę brązową książkę, po którą wracała do hotelu, to mi powiedz. — Momo pociągnęła mnie ze sobą w wodę. Obecność taty musiała dawać jej większe poczucie bezpieczeństwa niż cały sprzęt ratunkowy.

 

No proszę, Renate wzięła ze sobą Książkę. Musiała złapać bakcyla. W końcu!

 

Moja córka szybko straciła ochotę na pływanie i dołączyła do reszty na kocu. Fale i tak były za duże no i ile można się kąpać?

 

— To może razem poczytamy? Gdybyśmy tylko mieli książkę... — Znacząco spojrzałem na plażową torbę, a moja żona zrobiła się czerwona ze wstydu:

 

— Zabrałam ją ze sobą.

 

Udałem zdziwienie. Cóż za zbieg okoliczności? No kto by się spodziewał?

 

Właściwie, zrobiłem kiedyś coś podobnego. Zabrałem swoją lekturę do pracy zamiast aktówki. Dzięki temu dołączyłem do niepisanego klubu anonimowych czytoholików, do których należał Jacek, mój przyjaciel i współpracownik. Nie wspominając już o pierwszej nocy, gdy przyszło mi do głowy, by położyć książkę w łóżku, by jej było wygodnie.

 

— W takim razie, na co czekasz?

 

Kiedy sięgnęła po książkę, coś się stało i to nie było nic zwyczajnego. Cofnęła rękę z synkiem pełnym bólu. Opowieść musiała się na nią obrazić. Jacka kopnęła prądem.

 

— Jest zimna jak lód. Do tego, mogę przysiąc, że w mojej torbie wieje wiatr. To dziwne.

 

Sam wyciągnąłem przedmiot, nic nie czując. Widocznie to była moja kolej.

 

— Ale zaczęło wiać. — Renate owinęła się kocem. Było nieznośnie ciepło, a ona dostała gęsiej skórki.

 

— Myślę, że zaraz wszystko się wyjaśni.

 

— Nie, tato — powstrzymał mnie Stan. — Przecież masz szlaban.

 

— Nie ma. Niech czyta.

 

W duchu podziękowałem bohaterom tej opowieści, za przekonanie mojej żony i przez krótką chwilę przyglądałem się ilustracji. Tym razem była nieruchoma, a właściwie, martwa. Przypominała zdjęcie pozbawione życia.

 

— Tato!?

 

Przerzuciłem stronę, by w zupełności skupić się na tekście. Przede mną rysowały się kolejne linijki tekstu. Tym razem nie tak, jak poprzednio, pisane odręcznie, ale drukowane na maszynie do pisania:

 

„n,

 

Przepraszam, że Cię w to wplątałem. Nie miałem pojęcia, że to się tak rozwinie. Żadna moja książka, żadnemu czytelnikowi nie zrobiła czegoś takiego. Właściwie, gdybym nie zobaczył Twojego charakteru pisma, nie uwierzyłbym, że to się stało.

 

Tym bardziej, jest mi przykro, że nie wiem, jak Ci pomóc, ani czy ta odpowiedź do Ciebie dotrze. Tak naprawdę, na tę chwilę, czuję się zobowiązany wiedzieć jedną rzecz: jesteś na statku podwodnym czy nawodnym? Mam nadzieję, że na tym pierwszym, bo to oznaczałoby mniejsze zagrożenie dla Twojego zdrowia i życia. Błagam, żeby ta kapryśna opowieść umieściła Cię na Excelsior. Inaczej nigdy nie będę mógł sobie przebaczyć niczego.

 

Twój,

Alan.

 

Zanim oderwałem wzrok od tekstu, pojawiło się coś jeszcze. Przełknąłem ślinę i kontynuowałem:

 

Czytelniku,

 

Dziękuję, że wykonałeś wszystko, o co Cię poproszono. Być może udało Ci się ocalić ludzkie życie.

 

Proszę, strzeż nas swoją obecnością do końca. Szczęśliwego lub nie. Szczególnie, w chwilach najgorszego zagrożenia, Twoja uwaga będzie bezcennym darem. To Ty utrzymujesz cienką nić kontaktu między mną a książką. Dawaj pokarm mojej nadziei, że nie stracę przyjaznej duszy na tym świecie.

 

Oddany, 

A.U.Tor

 

Więc ktoś, gdzieś tam, daleko też czytał, a właściwe, pisał i tylko dzięki nam ta komunikacja a mogła istnieć.

 

— Dziwna ta książka. Nie możemy czytać jakiejś innej?

 

— Nie — krzyknęliśmy w jednej chwili ja, Renate i Momo. Aż się zdziwiłem. Tak jednomyślni to jeszcze nigdy nie byliśmy.

 

— Nie możemy ich tak zostawić — wyjaśniła dziewczynka.

 

— Ale to takie nudne. Nic się tam nie dzieje.

 

W chwili, gdy to powiedział, na sąsiedniej stronie pojawił się dziwny, szary symbol. Jakby logo, podpisane: Excelsior. Zdaje się, że to słowo pojawiło się w tekście listu.

 

Przewróciłem kartkę i z niemałą radością zobaczyłem równe rzędy tekstu. Nad nimi górował tytuł, od którego szybciej zabiło mi serce. Nareszcie!

 

Wstęp

_ _ _ _

Nieustannie dręczą mnie obawy przed tym, że ta rodzinna przygoda (przy takim tempie) zakończy się gdzieś w styczniu (jest 16. rozdziałów - opowieść jest już w całości napisana). Co z tym począć?

 

Oczywiście, w piątek był szczególnie szczęśliwy dzień. Na tyle szczęśliwy, że sprawiał idealne warunki na przedstawienie Pani Detektyw. Niestety, szanowna osoba pisząca postanowiła zrezygnować z zabrania ze sobą dużego urządzenia mobilnego, na rzecz odpowiedniej ilości lektur...

Będzie tego. Miłego Poniedziałku,

 

PS. Ah, oczywiście jest jeszcze wspomniane logo:

 

 

#kartkiluzem
× 5
Komentarze

Archiwum

© 2007 - 2024 nakanapie.pl