…
Do Dnia Psa, co prawda jeszcze ponad tydzień, ale o zwierzętach należy pamiętać nie tylko jednen dzień w roku...
Powoli to już uchodzi za coroczną tradycję. Dzień psa, pierwszy lipca, nemo będzie znów ględzić, na czym to świat stoi. Ponarzeka sobie na tych, tamtych, ktoś tam to przeczyta, też się poirytuje. Powiedzmy, że poirytujemy się wszyscy i niewiele to da.
Albo opowiem Wam o tym, co ostatnio mi się przydarzyło. Taka historia z morałem (?), wnioskami (?). W każdym razie, do przemyślenia.
Otóż (Polonistów proszę o niemordowanie mnie, póki nie skończę), raz na jakiś czas udaje się do pewnej stajni, by czerpać przyjemność z kontaktu końmi. Wiadomo, że na jazdę nie przyjeżdża się, tylko by poklepać czterema literami w siodło, pociągać za wodze i do widzenia. Właściwe, najważniejszy moment, to przygotowanie do zajęć (nie wszyscy podzielają to zdanie, szkoda). Akurat tamtego dnia, gdzieś pomiędzy dwoma pociągnięciami zgrzebła, na całym podwórku dało się usłyszeć uporczywe, cieniutkie miauczenie. Oczywiście, bez wątpienia był to kot.
Może, nie taki zwyczajny kot. Mały, dwumiesięczny brzdąc, który postanowił drzeć się wniebogłosy. Ruchliwy jak mało co, ale… No właśnie. Tu był pies pogrzebany. Mięciutki puszek, który występuje u młodych kotów, pokrywał go niemal w całości. Niemal, bo ogon miał dziwnie łysy, na końcówce właściwe już czarny i nieruchomy. Nie było wątpliwości, że maluch został wyrzucony.
W tym miejscu będzie wiele irytacji. Trwał sezon wykoceń – Internet przepełnia się wtedy ogłoszeniami: oddam kociaki, szczeniaczki… Do tego teraz, przed wakacjami i feriami, zaczyna się okres zwiększonej ilości porzuceń zwierząt… Pomińmy to, że wiele z nich ginie w różnoraki sposób: pod kołami samochodów, zostaje zabite, umiera z głodu, wycieńczenia czy innych powodów… Nadal wiele ląduje w schroniskach, przytułkach, u wolontariuszy… Ludzie, co z nami?
Suczka nie musi urodzić przynajmniej raz w życiu. Nie, mam pewność, że nie będziesz w stanie jej upilnować. Tak samo, jak swojej grzejącej się właśnie kotki. Tak, twoje szczeniaczki i kociaczki mogą trafić do dobrych domów, ale ich potomstwo już nie. Może skończyć rozjechane, zagryzione, zdziczeć lub gnić w schronisku do końca swoich marnych dni. Nie narzekaj na swory bezpańskich, połdzikich zwierząt, które atakują ludzi, lub wyrządzają szkody w gospodarstwach. Chcesz być powodyrem takiego cierpienia w imię dwóch miesięcy cieszenia się z małych istotek, które dopiero co się urodziły? Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś, ale nie przez chwilę. Nie tylko jednoliniowo.
Przepraszam. Muszę koniecznie przestać o tym mówić.
Krótka wizyta u weterynarza, wyjaśniła dziwny stan ogona. Zwierzę zostało oskórowane i mogło się to stać przykładowo w wyniku spotkania z samochodem lub jakąś inną maszyną. Co więcej, nie było to świeże uszkodzenie. Końcówka była już praktyczne martwa, a sam ogon kwalifikował się do amputacji. O reszcie nie będę wspominać.
Porzucenia tego typu zdarzają się często. Zwierzęta nie są co prawda, zawsze w tak enigmatycznym stanie. W większości są młode, pełne wigoru i zdezorientowane. No tak, kto by nie był? Nagle straciły swojego człowieka (albo ludzi), z bliżej im nieznanego powodu. To prawie, jakby zawalił się świat.
Oczywiście, powinniście wiedzieć, że historia małego Filonka (bo takie dostał przezwisko, skoro miał być bez ogonka) ma swój szczęśliwy finał. Kociaczek trafił do nowego domu, gdzie ma nowych ludzi zachwyconych jego energią i niekończącą się ciekawością.
Fakt, że wiele małych i dużych kotów dalej czeka na dom. Wolę, by nikt u nas nie wpadł na to, co robi się w krajach zachodnich: masowe eutanazje zwierząt, których nikt nie chce. Może to jest jakieś wyjście, ale proszę, nie używajmy go. Obyśmy nigdy nie musieli.
Żeby też nie było zbyt smutno, nadmienię, że czytam teraz doskonałą książkę o kotach. Niestety, nie udało mi się znaleźć informacji, że została przetłumaczona, więc podam oryginalny tytuł:
Cat sense John Bradshaw
Muszę przyznać, że już od pierwszej strony absolutnie mnie zaabsorbowała. Przekazuje multum informacji na temat historii, natury i oczywiście behawiorystki kotów. Ciekawostką jest to, że już trzytygodniowe kocię powinno się socjalizować z człowiekiem (w świecie istnieje przekonanie, że dopiero siedmiotygodniowe), by otrzymać kochającego przesiadywać na kolanach mruczka. Więcej nie będę zdradzać, bo przecież z czytania książki trzeba mieć jakąś przyjemność, prawda? Szczególnie taką, że dowiaduje się czegoś nowego.
Swoją drogą, książka została zakupiona w naprawdę magicznym miejscu (Mam cichą nadzieję, że jakimś cudem Pan akurat tego wpisu nie czyta, ale dziękuję jeszcze raz za tą konkretną lekturę).
Z okazji dnia Psa, przytulcie swojego czworonożnego przyjaciela – jakiegokolwiek jest gatunku – nie musi być nawet koniecznie czworonogiem. Jeśli macie taką możliwość albo chęci, zajrzyjcie do pobliskiego schroniska. Może czegoś tam potrzeba? Karmy, smyczy, rąk do pomocy? Pamiętam, że ostatnio jedno z podwarszawskich przytulisk prosiło o karmę w puszkach, bo zapasy mieli na wyczerpaniu. CIężko powiedzieć, czy inne istytucje nie borykają się z podobnym problemem w obliczu możliwego przypływu nowych, porzuconych zwierząt.
Na koniec, tradycyjnie: Watson. Właściwie, jego wszędobylski ogon (który, swoją drogą, chyba czasem żyje własnym życiem).