To jest książka, która stoi na półce obok „Opowieści wigilijnej” Dickensa. W dawnych czasach, raz do roku w grudniu odwiedzała pokój dzieci, a potem grzecznie wracała na miejsce. Teraz, gdy dzieci są dorosłe, czeka na takie święta, gdy w domu pojawią się znowu jakieś maluchy. I, mimo że ma już 19 lat, nic nie straciła na swej atrakcyjności, tak jak Walt Disney, którego bajki się nie starzeją. Czytałam ją tyle razy, że opowiadania znam na wyrywki. Najważniejszym jest „Gwiazdka w Kaczogrodzie” o siostrzeńcach Kaczora Donalda - Hyziu, Dyziu i Zyziu, Ojczulku Kaczu i przygotowaniach do gwiazdki dla biednych dzieci. Oraz disneyowska wersja „Opowieści wigilijnej” z Ebenezerem Sknerusem w roli Scrooge'a , a także Myszką Mickey jako jego ubogim bratankiem. A potem zaczyna się świąteczna jazda do Pracowni Świętego Mikołaja, gdzie w produkcji zabawek pomaga mu 100 krasnoludków. Chip i Dale ubierają swoją choinkę. O Mikołaju, który wkrada się z prezentami do domów dzieci i nikt, ale to absolutnie nikt nie może go przyłapać. I o świątecznym swetrze psa Pluto oraz jak Goofie i Minnie czekają na prezenty.
Jak ktoś chce dostać prezent, to musi napisać list do świętego Mikołaja, jasna sprawa. Więc na koniec opowieść o tym, jak przy pomocy Królewny Śnieżki 7 krasnoludków pisze listy. Nie tylko o tym co chcieliby dostać, ale Płaczek, Gapcio, Mędrek, Nieśmiałek, Gburek, Śpioszek i Apsik muszą opisać jakiś swój dobry uczynek. I koniec książeczki. Zaraz potem dzieci siadały do rysow...