Kolejna książka z serii „chciałem i dopiero teraz nadrabiam”. Klasyk ponad klasyki, opowieść wykorzystywana na sto różnych sposobów. Najważniejsze jednak, że ogólną ideę zna każdy, w tym ja. Ciekawość nie pozwoliła mi na tym poprzestać i w końcu znalazłem moment na zapoznanie się z całością.
Efekt? Zadowalający i satysfakcjonujący. Najmocniejszym punktem książki jest właśnie tytułowa podróż. Nie ma wielu tytułów, które w podobny sposób oferują Czytelnikowi zapoznanie się z ikonicznymi miejscami globu w tak zabawny i angażujący sposób.
Czas akcji to XIX wiek. Istny wehikuł czasu, dzięki któremu obserwujemy jak bardzo zmienił się świat. Teraz mamy do dyspozycji samochody, luksusowe statki i samoloty. Sto lat temu pociąg, słoń (!) parowozy. Wszystko z jednakowym skutkiem. Podróż bohaterów przez świat to także przedstawienie wielu nacji i mnóstwa kultur. Tutaj obserwujemy brak jakichkolwiek różnic. Człowiek jest nieustannie taki sam, a technologia poprawia tylko warunki i wygodę życia.
Bolączką książki są bohaterowie. Niestety ich los był mi obojętny. Napięcie, które towarzyszy w trakcie czytania/słuchania spowodowane jest ciekawością, czy Fogg wygra zakład czy wręcz przeciwnie. Postacie były jednowymiarowe, proste, typowo zadaniowe. Szkoda. Wydawało mi się, że Verne słynie właśnie z dobrze napisanych postaci.
Jakby nie patrzeć jest to klasyk, a klasyki znać trzeba. Cieszę się,...