Hej, hej!
Przychodzę do Was z recenzją drugiego tomu serii o Zaginionej Księdze! Zeszło mi troszkę przez kociorodzinne zawirowania, ale do tematu...
Początek książki sprawia, że zbierałam szczękę z podłogi, a teraz po lekturze całej znowu zbieram ją z podłogi. Zamknęłam ostatnia stronę i dziwiłam się, jak to?! Na tyłu stronach wydarzyło się AŻ TYLE?! jak to możliwe, że przepłynęłam przez książkę od początkującej, a kończę jak bohater znawca demonów?!
Ale ja Wam nie mogę kompletnie nic zdradzić. Powiem tylko, że tak jak w pierwszym tomie tutaj cały czas żyłam w napięciu. Mimo chwil wytchnienia i codzienności to prowadzi do kolejnego wydarzenia, a ono do kolejnego i... Sami musicie się przekonać gdzie prowadzi ta przygoda!
Uwielbiam chyba tę serię już teraz jeszcze bardziej! I choć trzecia nadal czeka pod poduszką to dlatego, że boję, że jak zacznę to nie skończę!
Proszę Pani, Paulinów Hendel, to jest genialne i ja poproszę o więcej! A nawet jak się uda to niech się spotka Hubert z Magdą! To byłaby seria wszechczasów! Epicka osobno będzie - razem będzie LEGENDARNA / MITYCZNA!