"Słońce chyliło się ku zachodowi. Żółty łan dojrzewającej pszenicy przyjął barwę brunatną, górą tylko świecił kolorem czerwonego złota, połyskując gdzieniegdzie rozrzuconemi a pąsowemi jak krew kwiatami dzikiego maku. Środkiem łanu wiła się kręta drożyna, łącząca wieś z oddalonym stawem, który czystą szybą wody rozlał się szeroko wśród pola. Brzegi miał płaskie, bezdrzewne — okalał go tylko wązki pasek zielonej murawy, w której się kryły koniki polne, brzydkie lecz nie szkodliwe turkucie i pająki, rozsnuwające sieć srebrną na wiotkich traw łodygach, mchach kędzierzawych o barwie jasnozielonej i rozchodniku o kwieciu drobnem, którego nasionko przez wiatr tu naniesione zostało. "