Muszę przyznać, że gdy tylko widzę zapowiedź nowości Cobena, zawsze z niecierpliwością przebieram nogami, aby po nią sięgnąć. Nie inaczej było w przypadku „Pomyśl dwa razy”, czyli kolejnych losów Myrona i Wina. No i, kurczę… tym razem troszeczkę się zawiodłam!
Zacznijmy od tego, że od autora wymagam naprawdę wiele i do jego książek zawsze podchodzę z pewnymi oczekiwaniami. Jednak nie może być inaczej, skoro na mojej półce stoi około 50 jego książek. W przypadku „Pomyśl dwa razy” odniosłam wrażenie, jakby większa część książki była po prostu przegadana. Nie potrafiłam wczuć się w klimat historii, wszystko strasznie mi się dłużyło. Dopiero od połowy akcja nabiera tempa i wreszcie mogłam się w pełni wkręcić w całą opowieść. To tutaj pojawia się szczypta tajemniczości i wkracza Coben, po którym nie wiadomo, czego jeszcze można się spodziewać. Chociaż, może ktoś mi wytłumaczy, jak FBI połączyło ze sobą dwie sprawy? Nie wiem, czy ja to przegapiłam, czy po prostu autor postanowił to przemilczeć?
Na minus zasługuje także dość sztuczna relacja pomiędzy Myronem a Winem. Nie wiem, co się tutaj wydarzyło, ale to już nie jest to samo, co w pierwszych tomach!
I teraz nie zrozum mnie źle – „Pomyśl dwa razy” to wciąż dobra książka, pomimo swoich niedociągnięć, i naprawdę zasługuje na to, aby o niej mówić i po nią sięgać. Pomysł ze sfingowaną śmiercią – świetny (choć potencjał lekko zmarnowany). Zabrakło mi w t...