Myron Bolitar, podstarzały obrońca nastolatek, co mogło pójść nie tak?
W momencie, w którym Myron mówi do nastoletniej córki swojej znajomej, że może do niego zadzwonić ZAWSZE I O KAŻDEJ PORZE, wiadomo było, jak ta historia się potoczy.
Oczywiście kilka stron później, W ŚRODKU NOCY, Aimee dzwoni do Myrona i prosi, żeby po nią przyjechał, oraz żeby POD ZADNYM POZOREM nie dzwonił do jej rodziców. Dobry plan! Po drodze mają małą awanturę na stacji benzynowej (tak, żeby NA PEWNO byli jacyś świadkowie), a po dotarciu pod dom koleżanki, Myron zostawia dziewczynę i odjeżdża, bo tak właśnie chciała roztrzęsiona nastolatka. OCZYWIŚCIE to był ostatni moment, w którym ktokolwiek widział Aimee, a dom pod którym ją zostawił, wcale nie był domem jej koleżanki. Zgadnijcie, kto ma przechlapane?
Gdyby rozpatrywać tę historię tylko pod kątem rozrywkowym, to mogłabym jej dać więcej, bo muszę przyznać, że bawi mnie humor Cobena i całkiem dobrze się bawiłam. Przymykam oko na fakt, że w otoczeniu Bolitara zawsze dzieją się takie rzeczy, prawo serii, znajomi głównego bohatera cyklu muszą mieć przerąbane, kapuję. Mimo to mam wrażenie, że tym razem Myron się trochę zagalopował na tym swoim białym koniu. Jak mawiał mój historyk z LO:
im głębiej w las, tym więcej Scytów
aż się boję, co mnie jeszcze czeka w tej serii.
P.S. Sorry, za te caps locki, ale słuchałam książki w ...