Czytam od zawsze i przechodziłam przez najróżniejsze fazy, z większości po prostu wyrastałam, po czym ostatecznie jasno sprecyzowałam swój gust. Lubię jednak czasami wracać do tego, co kręciło mnie w nastoletnich latach, trochę sentymentalnie, ale też zwyczajnie po to, by oderwać się od makarby, która literacko towarzyszy mi na co dzień.
"Gdy zamknę oczy" to kolejna propozycja Marcela Mossa skierowana do teoretycznie nieco młodszych czytelników. Lubię sprawdzać dzięki niemu kolejne gatunki, choćby dlatego, że naprawdę cenię jego twórczość jako całokształt. Jedne książki podobają mi się bardziej, inne mniej, ale ich przekaz zawsze jest dla mnie istotny.
Ostatnio miałam kontakt z new adult, kiedy ta nazwa u nas jeszcze nie funkcjonowała i była określana literaturą dla młodzieży starszej, przynajmniej w mojej ulubionej bibliotece. Czytałam powieści Marcela klasyfikowane jako young adult, ale poza nimi nie stykałam się z historiami dla młodszych, nie mam więc aktualnego punktu odniesienia.
Opowieść o Beverly początkowo naprawdę mnie zainteresowała. Styl Mossa zawsze mi odpowiadał i pozwalał na błyskawiczne kartkowanie. Sen to dość wdzięczny temat, podobał mi się bardziej niż astrologia, po którą ostatnio sięgnął inny znany polski autor. Marcel naprawdę solidnie opanował różne teorie i podzielił się nimi z nami w ciekawej formie.
Był ciekawy początek, był jakiś rodzaj napięcia czy tajemnicy, był świeży motyw wiodący, ale książka całości...