Pierwszy tom sagi „Niepołomice. Zniewoleni” Pani Edyty Świątek miał swoją premierę już dwa lata temu. No i wstyd się przyznać, że dopiero teraz zaczęłam się z nią zaznajamiać. Może przez to, że „nie było mi po drodze” z autorką. Jednak opisane miejsca to te, które znam, bo albo mieszkam na tych terenach, albo się po nich często przemieszczam.
Autorka swoją powieść rozpoczyna w roku 1845, gdy Polska jest pod zaborami a moi prapradziadkowie mieszkali w Galicji. Nazwisko Trzos, które noszą główni bohaterowie jest jak najbardziej autentyczne i w dalszym ciągu Trzosowie zamieszkują Gminę Niepołomice, to ich historia jest fikcją literacką. Niepołomicki Zamek to ruina a okoliczne wsie należą do ziemian a chłopi chodzą odrabiać pańszczyznę.
Miło dowiedzieć się od czego pochodzi nazwa miejscowości Kłaj i przeczytać kolejny już raz opowieści związane z Królem Kazimierzem Wielki i Królową Boną.
Książkę czyta się szybko. Język jest zwięzły i jak dla mnie stanowiła miłą odskocznię od kryminałów oraz fantasy.