Gdybym sięgała wyłącznie po uznanych autorów, sporo bym straciła. Dopóki czytałam tylko żeby czytać, moje wybory bywały różne, ale bookstagram otworzył mnie na ludzi, którzy za książkami stoją. I to jeszcze bardziej ukierunkowało mnie na debiuty, bo relacja zbudowana z początkującym autorem trwa, nawet gdy zyskuje popularność i zgarnia nagrody. Po prostu u progu kariery cechują się jednocześnie nieśmiałością i otwartością na czytelnika.
"Znaki szczególne" to już czwarty tom serii z Davidem Redfernem. O tym, jak dobre jest to, co tworzy Anna Rozenberg, niech świadczy choćby to, że sięgnęłam po jej książki dwa lata temu, a do dziś pamiętam nie tylko uczucia towarzyszące lekturze, ale też samą fabułę. Mam tak tylko z powieściami, które zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Komplementowałam wielokrotnie styl autorki, jej intrygi, a także motyw przewodni całej serii, przez co trzeba czytać ją w odpowiedniej kolejności. Cenię to, że przybliża nam realia życia w Wielkiej Brytanii i porusza ważne społeczne tematy z niezwykłym wyczuciem i obiektywizmem. Czwarta część nie jest pod tymi względami wyjątkiem, mogę po raz kolejny podkreślić tylko płynność z jaką jeden tom przechodzi w kolejny, tak jakby nigdy nie przerywało się czytania tego cyklu. Nie trzeba się nigdy wkręcać w akcję, bo ta rozpędza się już od pierwszej strony.
Muszę przyznać, że choć zapałałam sympatią do dziadka Siwiaszczyka od samego początku, to chyba dopiero teraz w pełni dostrzegam jak...