Od jakiegoś czasu na mojej „półce” pozycji do przeczytania, upchnięty wśród innych pozycji stał „Zimowy ogród” Kristin Hannah. Wiele dobrego słyszałam o tej autorce a dlaczego zaczęłam akurat od tej pozycji? Dlatego, że miałam nadzieję nieco ochłodzić się w upalne sierpniowe dni.
W prologu zaznajamiamy się z głównymi postaciami powieści, Meredith i jej młodszą siostrą Niną, które pragną w czasie Świąt zrobić oziębłej matce niespodziankę wystawiając przedstawienie na podstawie bajki, którą im opowiadała do snu. Bajki, której zakończenia nigdy dotąd nie usłyszały.
Jakież ogromne było ich rozżalenie, gdy matka zamiast się ucieszyć kazała im natychmiast zakończyć wystawianie „sztuki” i zła opuściła pokój pełen gości.
Po wielu latach na łożu śmierci ojciec obu dorosłych już dziewczyn, prosi aby wymusiły na matce dokończenie opowiadania bajki. Dlaczego tak mu na tym zależy? Miały się tego dowiedzieć.
Książka utrzymana w niekonwencjonalnym stylu, gdyż jej część utrzymana właśnie w formie bajki, pozwala dotrzeć do oziębłej matki i po wielu latach pozwala im zrozumieć miłość matki do jej zimowego ogrodu i melancholii, która ją dopadała w trakcie zimy.
Książka, która zabierze nas do czasów II Wojny Światowej i białych nocy oraz stalinowskiego reżimu.
Powieść ta, sprawiła, że zaczęłam zastanawiać się nad tym jakie relacje panują pomiędzy mną a moją mamą i instynktownie rozpoczęłam ich porównywanie. Jest to książka, która n...