Rzadko ostatnio piszę recenzje na emocjach, mija sporo czasu zanim ułożę sobie daną książkę w głowie. Tym razem trafiłam jednak na taką, po której chcę podzielić się z Wami właśnie moimi uczuciami.
Twórczość Ewy Przydrygi zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Jest coś takiego w jej stylu, w historiach, które tak przepięknie maluje słowami, co porusza mnie do głębi. Po lekturze trzech jej powieści byłam przekonana, że każda kolejna jest coraz bardziej doskonała. Jednak "Zatrutka" rujnuje zupełnie tę teorię.
"Zatrutka" pochłonęła mnie totalnie, ciężko było mi się oderwać od lektury, choć powieki same się zamykały, błagając o sen. To thriller z najwyższej półki, Ewa do ostatnich stron wodziła mnie za nos i nawet, gdy jakiś wątek się rozwiązywał, to nadal szukałam w nim drugiego dna. Intryga była tak misternie uknuta, że z każdego zdania zbierałam okruchy informacji, próbując cokolwiek przewidzieć.
Ewa ma tendencję do tworzenia historii tak, że olbrzymią rolę odgrywa w nich przeszłość bohaterów. I tym razem tak było, z niesłabnącym zainteresowaniem wraz z Piotrem odkrywałam to, co działo się w życiu Anny na długo przed tym, jak zostali małżeństwem.
Punktem wyjścia dla fabuły jest zniknięcie młodej kobiety. Policja przyjmuje najbardziej logiczną wersję wydarzeń, na którą wskazuje choćby jej depresja poporodowa. Jej mąż nie wierzy jednak w to, że popełniła samobójstwo. Rozpoczyna własne śledztwo, a rozwój sytuacji powoduje, że także j...