Książka Agaty Czykierdy-Grabowskiej pt. “Zapach świeżych trocin” dostarczyła mi tego, czego od thrillera psychologicznego oczekuję - dreszczyku emocji, napięcia, niepewności, dobrej kreacji psychologicznej, a także po prostu rozrywki. Jest to historia Izy, którą opowiada w narracji pierwszoosobowej. Iza od kilku lat wiedzie życie nieszczęśliwe, w stracie i cierpieniu, a jednak nadal walczy, nadal prze do przodu mimo kolejnych narastających przeciwności. I tak z kolejnej kłody, którą chyba sama sobie pod nogi rzuciła, wyciąga pozytyw - to czas na napisanie kolejnej powieści. Thrillera. O nastolatkach. Czas pracy - miesiąc. I właśnie dlatego wprowadza się do mieszkania od znajomego w jeszcze niezamieszkałym budynku. I tu zaczyna się thriller. W budynku dzieją się dziwne rzeczy, które niepokoją, które budzą lekki dreszczyk grozy. Równocześnie cały czas przyglądamy się kreacji Izy, to jak na nią działa strach i jak sobie radzi w tej sytuacji. No cóż, dosyć oczywiste, że nie radzi sobie specjalnie dobrze… Ale historię poznajemy przecież jej oczami, zatem z jednej strony mamy solidny wgląd w jej tok myślenia, z drugiej rzeczywistość widzimy już nacechowaną tym, jak ona ją odbiera. Lubię bardzo ten zabieg w thrillerach psychologicznych i tu jest zbudowany solidnie. Intryga może nie jest najtrudniejsza, ale też zbudowana logicznie, jest przemyślana, a co ciekawe - zapewnia nam książkę w książce, bo to, co Iza tworzy, też mamy do wglądu. A to też thriller, zatem mamy naraz dwie i...