Dziką przyjemność sprawia mi sięganie po książki autorów, którzy piszą tak, że można ich rozpoznać po samym stylu. Nie chodzi o samą oryginalność, ale o pazura, czarny humor, inne podejście do niektórych tematów, przełamywanie tabu, dystans do polskości... najlepsze jest to, że te wszystkie elementy charakteryzują twórczość Michała Śmielaka, a że spod jego pióra wychodzą kryminały i thrillery, to dostarcza mi czytelniczej ekstazy.
"Wnyki" to powieść, której nie polecam katolickim fanatykom. Autor nie oszczędza środowiska kościelnego i nie są to tylko powszechne żarciki z pewnego toruńskiego radia. Raczej pod nieco karykaturalnym płaszczykiem przemycona została bardzo smutna prawda, a ta, jak wiadomo, w oczy kole.
Tytułowe Wnyki to fikcyjna wioska w Karkonoszach, ale ta nazwa w odniesieniu do treści wydaje się być bardzo wymowna w wielu wymiarach. Chciałabym opowiedzieć chociaż o części z nich, ale lepiej będzie, jeżeli każdy odkryje je podczas lektury we własnym tempie. Ta fabuła jest dopracowana w każdym calu i warto zwracać uwagę na szczegóły, by budować z nich własne teorie, choć zaręczam, że po prostu nie sposób przewidzieć zakończenia, a to wyrywa nie tylko z butów, ale też ze skarpetek.
Uwielbiam styl autora i spodobał mi się także główny bohater, więc cieszę się, że będę miała możliwość jeszcze go spotkać w innych książkach. Kosma ma w sobie coś takiego, że nie sposób nie kibicować mu w jego nieco nielegalnym śledztwie. Korciło mnie, ...