"Demon nie zawsze działa swoimi rękami, często siedzi w głowie człowieka i nakłania go do złego; jedne przychodzą jak wieją silne wiatry, inne w upały, trzecie znowu zimą, razem z mrozem, jak teraz."
Bezustanne opady gęstego śniegu wypełniające bielą każdą szczelinę, odcinają niewielką wioskę od reszty świata. Podporucznik Jan Ryś spędzający świąteczny czas w rodzinnym gronie, przerywa odpoczynek, gdy po pasterce nie wraca do domu jedna z mieszkanek osady. Poszukiwania paraliżuje zimowa aura i strach przed słowiańskim demonem mrozu i śmierci zwanym Marą. Szybko okazuje się, że to tylko początek tragicznych wydarzeń.
Po ponad czterdziestu latach do tych dramatycznych dni wraca myślami emerytowany Jan przesłuchiwany przez policjantów z dolnośląskiego Archiwum X. Wspólnie starają się odkryć, co dokładnie wydarzyło się tamtej pamiętnej zimy, nieświadomie budząc uśpione zło.
Osada zauroczyła mnie przede wszystkim hermetyczną atmosferą, a także każdym słowem wypowiadanym przez staruszka, snującego opowieści w blasku płonącego kominka. Klimatem potęgowanym przez miejscowe legendy i wierzenia. "Bo w zimie po nocy złe chadza.."
Z ogromnym zainteresowaniem śledziłam dwie płaszczyzny czasowe, przenosząc się do roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego ósmego, gdzie do malutkiej osady, zawitała zima, jakiej nie widziano od lat. Nazwano ją zimą stulecia. Rozdziały te naprzemiennie ...