Kiedy zaczęłam czytać najnowszy thriller Alicji Sinickiej, przyszło mi do głowy pytanie: co ciekawego może się wydarzyć w życiu kobiety chorej na narkolepsję? W końcu to choroba polegająca na tym, że człowiek czuje się wciąż senny i głównie śpi. Trudno wyobrazić sobie, że coś takiego mogłoby być niebezpieczne. Bardzo szybko zmieniłam zdanie. Po kilku rozdziałach atmosfera zrobiła się duszna, wręcz klaustrofobiczna, czyli dokładnie taka, jak lubię.
Weronika Krzycka całe życie mierzy się z nietypową chorobą - narkolepsją. Musi codziennie robić sobie dwie drzemki, aby w miarę normalnie funkcjonować. Ma pracę, która jej na to pozwala, ponieważ uczy języka angielskiego, a uczniowie przychodzą na lekcje do jej domu. Krzycka nie ma jednak pojęcia o tym, że nie tylko uczniowie ją odwiedzają, szczególnie, że oni znajdują się w jej domu, kiedy kobieta nie śpi. Nieproszony gość pojawia się, kiedy Weronika odpływa. Przygląda jej się, dotyka, mówi do niej, pragnie jej... Wera przestaje czuć się bezpiecznie we własnym domu. Sytuacja staje się wyjątkowo trudna i zagadkowa, kiedy Wera po przebudzeniu znajduje w salonie zwłoki. Ofiara jest jej znana, należy do grupy osób, które Wera uczy angielskiego, ale nie powinno jej tu w ogóle być! Dla Krzyckiej wszystko jest jasne. Nic nie słyszała, bo spała. Policjanci już nie są tacy pewni, że nie miała nic wspólnego z tą śmiercią...
Po raz pierwszy miałam okazję czytać książkę, której bohaterka cierpi na n...