Idiotyczna, nieciekawa i źle napisana fabuła. Ani to kryminał, ani książka humorystyczna. Beznadziejna para detektywów (plus pies) nie prowadzi w gruncie rzeczy żadnego śledztwa, tylko snuje się po Barlinku. Przy okazji oczywiście bez przerwy przewracają się i potykają. Brak jakichkolwiek fałszywych tropów, szukania i analizowania śladów. Śledztwo rozwiązuje się samo z siebie.
Zwraca uwagę mocno wulgarne słownictwo, zupełnie niepotrzebne w takiej pozycji. Działa odstręczająco.
Większość bohaterów, w tym również drugoplanowych przerysowanych maksymalnie – jakby autorka zbyt dosłownie wzięła do siebie rady z poradników aby bohatera tworzyć wyrazistego. W związku z powyższym każdy wygląda jak karykatura człowieka, koniecznie brzuchaty, wąsaty, spocony, z odpryskującym lakierem do paznokci i z łysiną pod tlenioną trwałą. Przykładem Gosia Wrona – spróbujcie uwierzyć w jej istnienie.
Róża natomiast – z każdym tomem coraz bardziej prymitywna i wulgarna. Autorka chyba jej nie lubi. Ja na pewno.
Na plus jedynie sarkastyczne uwagi na temat władzy spod znaku „dobrej zmiany”.