🐱🐱🐱
Obecnie już jest tak, że wypatruję kolejnych booktourów organizowanych przez @kryminalnatalerzu z wielką niecierpliwością. W większości przypadków okazuje się, że książki, które ta dziewczyna przeznacza właśnie na tego typu akcje są po prostu świetnymi lekturami i należy o nich ciągle mówić. W przypadku “Mamy morderstwo w Mikołajkach” punktem zapalnym dodatkowo był fakt, że Martę Matyszczak już poznałam w jej poprzednim cyklu, czyli “Kryminał pod psem”. Czytałam jedynie dwa tomy z tej serii, ale i tak mogę już śmiało powiedzieć, że jestem ich ogromną fanką. Były zabawne, niekiedy trochę przerażające i bardzo wciągające, czyli miały to wszystko, czego oczekuję od komedii kryminalnych. Podobne oczekiwania miałam względem tej książki. Ale…
🐱🐱🐱
Rozalia Ginter prowadzi gabinet weterynaryjny w Mikołajkach. W życiu prywatnym ma świetnego męża (a przynajmniej za takowego uchodzi!), dwie córki, które są już w wieku nastoletnim, a więc dają nieźle popalić oraz uroczą kotkę, której nadano imię Burbur (o tym jeszcze później wspomnę). Dodatkowo musi się użerać z przemiłą teściową, która zawsze wie lepiej i uważa, że tylko ona potrafi się zatroszczyć odpowiednio o Pawełka, czyli męża Rozalii. Całe życie tej ostatniej zmienia się w ułamku sekund. Od tego momentu kobieta będzie skrywać mroczną tajemnicę, o której nie może nikomu powiedzieć. Nawet swoim bliskim. W tych samych Mikołajkach, na kładce nad kanałem nagle pojawiają się zwłoki mężczyzny. Jest t...