Ani to kryminał, ani książka humorystyczna. Beznadziejny detektyw nie prowadzi w gruncie rzeczy żadnego śledztwa, tylko snuje się po okolicy. Zagadka rozwiązała się sama z siebie. Brak logiki i konsekwencji poszczególnych zdarzeń do niczego przecież nie prowadził.
W ogóle nie było śmiesznie, chyba że kogoś bawią nieustające wywrotki, przewracanie się i potykanie.
Większość bohaterów, w tym również drugoplanowych przerysowanych maksymalnie – jakby autorka zbyt dosłownie wzięła do siebie rady z poradników aby bohatera tworzyć wyrazistego. W związku z powyższym każdy wygląda jak antypatyczna karykatura człowieka, koniecznie brzuchaty, wąsaty, spocony, pijany, śmierdzący, z odpryskującym lakierem do paznokci.
Róża coraz bardziej irytująca i wrzaskliwa. I pies koniecznie sikający na dywan.