Gdy po skończeniu książki dowiedziałam się, że to debiut Olgi Rudnickiej wcale się nie zdziwiłam, a wręcz wszystko stało się dla mnie jasne. I nieco chaotyczna, zwłaszcza na początku, akcja, i masa (ale naprawdę MASA) anegdotek z miejsca pracy bohaterki, które potrzebne były dokładnie po nic, niczego nie wnosiły do akcji, nie służyły nawet zarysowaniu cech bohaterki, skupiały się na całkowicie nieistotnych osobach, które po wyczerpaniu swej "wartości anegdotycznej" po prostu sobie znikają bez żadnej szkody dla osi fabularnej powieści, i dość... niezręcznie napisane stosunki między bohaterami płci przeciwnej - na początku Beata traktuje Jacka z lekkim zniecierpliwieniem i irytacją, jak nieznośnego dzieciaka (co jest bardzo dobrze napisane, i w co wierzyłam w to bez zastrzeżeń), po czym dosłownie na następnej stronie ze zdumieniem przeczytałam, że łakomie zerka na jego tyłek, a to zniecierpliwienie ma służyć ukrywaniu miotających nią emocji (czego w ogóle nie czuć, a Imperatyw Narracyjny walił mnie po oczach niczym dwustuwatowa żarówka)...
Jednocześnie jest rzecz ładnie napisana, bo pani Rudnicka pióro ma lekkie, historia - gdy już wyplączemy się z sieci zawodowych anegdot - jest ciekawa, tajemnica naprawdę tajemnicza i mroczna, trupów w szafie starczyłoby na niewielki cmentarz, zakończenie zaskakujące, a przy tym nie idące na łatwiznę, luźne nitki, powiewające tu i ówdzie, zachęcają do sięgnięcia po kontynuację, powieść jest przyjemna w czytaniu, bohaterowie "lub...