"O Panie spraw, bym stał się mądry jak alkoholik po odwyku"
Przyznaję bez bicia, chociaż z pewnym zdziwieniem, że książka ta mnie wsysła wraz z papuciami. Wcale nie myślałam, że tak się stanie, wręcz odwrotnie. Kiedy zaczęłam ją czytać, pomyślałam sobie, kurna, co to w ogóle jest, co to za smęty, przecież tego się nie da czytać. Ale, że autorowi, którego czytam po raz pierwszy, zawsze daję większe szanse (czyli więcej przeczytanych stron, zanim odpuszczę), to i tym razem tak się stało.
W końcu kiedy do tej smętnej i notorycznie smutnej plejady osób kilkupokoleniowej rodziny dołączył "Nasz Pan", trochę zmieniła mi się perspektywa i wpadło trochę jaśniejszego słoneczka humoru do tej całej akcji. Rozwiązanie zagadki, też mnie usatysfakcjonowało, mimo że również rozciągnięte aż do bólu zębów. Ale po całej książce już zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
Tak więc myślę sobie, że mimo iż nie polubiłam jakoś specjalnie żadnej z postaci (Inspektor Barbarotti z lekka zbyt rozmemłany i ciągle się radzi koleżanki z pracy, jakby sam nie umiał myśleć) to jednak z chęcią zapoznam się z dalszymi dokonaniami tego sennego pół Włocha.